Śląsk
W Śląsku byli gwiazdami, za granicą grają średnio lub wcale

Pich, Paixao, Sobota – to niekwestionowane gwiazdy ostatnich lat nie tylko w Śląsku, ale i w całej ekstraklasie. Po wyjeździe z Wrocławia wielkiej (w przypadku Soboty) albo żadnej (w przypadku dwóch pozostałych), kariery jednak nie zrobili.
Ryota Morioka. Japończyk, który ma zbawić Śląsk
Do tego wpisu skłoniły mnie informacje o tym, że Śląsk czeka na decyzję władz Kaiserslautern, niemieckiego drugoligowca, dotyczącą przyszłości Roberta Picha. We Wrocławiu chcą, by Słowak na wiosnę został wypożyczony do swojego byłego klubu. W Niemczech nie gra, a do innego klubu nie może iść (w ciągu sezonu piłkarz może reprezentować barwy tylko dwóch drużyn, a Pich sezon 2015/16 rozpoczął jeszcze nad Odrą). Dlatego dla wszystkich byłoby korzystne, żeby pomocnik wrócił na kilka miesięcy na Oporowską.
Przypomnijmy, że Słowak do Niemiec trafił na początku września. W barwach Kaiserslautern furory jednak nie zrobił. W lidze wystąpił w zaledwie czterech meczach, na murawie spędził 194 minuty. We Wrocławiu zostałby przyjęty z otwartymi ramionami. To niestety świadczy o różnicy w poziomach między naszymi ligami.
Transfery Śląska i Zagłębia. Od Paixao do Ciolacu
Oczywiście, na to, że zawodnik z polskiej ligi nie radzi sobie za granicą może mieć wpływ wiele czynników. O tym, że jednak jest coś na rzeczy, świadczy nie tylko przypadek Picha.
Równie spektakularne pikowanie zaliczył Marco Paixao. Wyśmienity pierwszy sezon, drugi ? w dużej mierze przez kontuzję ? nieco gorszy, ale i tak Portugalczyk bez problemów znalazł nowy klub ? Spartę Praga. Niestety, rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej bolesna niż w przypadku Picha. Trzy mecze i 134 minuty na ligowych boiskach.
Na tym tle zagraniczna kariera Waldemara Soboty nie wygląda tak źle. Przyznajmy jednak, że gdy wyjeżdżał z Polski apetyty były większe. Sobota był gwiazdą ligi i reprezentantem Polski. Po pierwszym, dobrym sezonie w barwach Brugge, pomocnik obniżył jednak loty, aż w końcu ? podobnie jak Pich ? wylądował w 2. Bundeslidze. On przynajmniej jednak jest podstawowym zawodnikiem St. Pauli, aktualnie 4. drużyny 2. ligi niemieckiej.
Jak widać, bycie gwiazdą w Śląsku, a nawet w całej lidze, nie gwarantuje sukcesu za granicą, nawet w barwach średnich drużyn. Niestety, to smutny wniosek na temat poziomu naszych rozgrywek. I w tym kontekście nie dziwi, że tak trudno polskim zespołom odegrać w Europie rolę większą niż tylko piłkarskich statystów.
Statystyki Soboty, Picha i Paixao w Śląsku i za granicą (wszystkie rozgrywki)

Śląsk
Śląsk walczy o utrzymanie. Warianty na dwie ostatnie kolejki ekstraklasy

Przed Śląskiem dwa ostatnie mecze o życie. Jeden z nich muszą wrocławianie wygrać i w optymistycznym wariancie to może wystarczyć do utrzymania. W pesymistycznym wariancie nawet zdobycie 6 punktów może oznaczać spadek.
Finał bez niespodzianki. Rezerwy Miedzi Legnica zdobyły dolnośląski Puchar Polski
Na dwie kolejki przed końcem sezonu zagrożonych spadkiem jest pięć zespołów. Wiele jednak wskazuje na to, że o uniknięcie degradacji najbardziej będą musiały starać się Korona Kielce, Wisła Płock i Śląsk Wrocław. WKS jest w najgorszym położeniu, bowiem traci do bezpośrednich rywali odpowiednio 2 i 3 punkty. Na domiar złego w ostatniej kolejce zagra na wyjeździe w Warszawie z Legią, która jeszcze na własnym obiekcie nie przegrała meczu. A może się zdarzyć tak, że tylko zwycięstwo pozwoli wrocławianom zachować ligowy byt…
Tym jednak Śląsk będzie się martwił dopiero za tydzień. Teraz bowiem, w przedostatniej kolejce, musi wygrać z Miedzią Legnica, żeby z ligą nie pożegnać się już teraz. W najbliższej kolejce właśnie wrocławianie mają najłatwiejszego – przynajmniej w teorii – rywala.
- Korona Kielce – Lech Poznań
- Śląsk Wrocław – Miedź Legnica
- Wisła Płock – Raków Częstochowa
Korona podejmie Lecha, który walczy wciąż o 3. miejsce w tabeli. Kielczanie są mocni na własnym obiekcie. Niedawno – w kuriozalnych okolicznościach – pokonali Raków, choć teraz wydaje się, że na taka „uprzejmość” ze strony Lecha nie mogą liczyć.
Częstochowianie zawitają natomiast do Płocka. Wisła ostatnio prezentuje się koszmarnie, ale podopieczni Marka Papszuna po zdobyciu tytułu mistrzowskiego również mocno spuścili z tonu. Gospodarze, którzy zagrają pod wodzą nowego trenera Marka Saganowskiego – będą z pewnością znacznie bardziej zmotywowani od przyjezdnych.
Gdyby wygrali faworyci, a więc Śląsk, Lech i Raków, to przed ostatnią kolejką Śląsk wyprzedziłby płocczan. W takim wariancie Śląsk i Korona miałyby po 38 pkt., a Wisła – 37 pkt. Oczywiście, mogą paść również remisy, wtedy kielczanie mieliby punkt więcej od WKS-u, a Wisła tyle samo, ale przegrywałaby ze Śląskiem gorszym bilansem meczów bezpośrednich.
Ostatnia kolejka
Zła wiadomość dla wrocławian jest taka, że w ostatniej kolejce ma najtrudniejszego rywala. Legia teoretycznie gra o nic, ale warszawianie będą chcieli w efektowny sposób pożegnać się z kibicami, którzy z pewnością szczelnie wypełnią trybuny stadionu przy Łazienkowskiej. Trzeba spodziewać się gorącej atmosfery i – nie ma co ukrywać – biorąc po uwagę również różnice w jakości obu drużyn, wywalczenie choćby remisu będzie bardzo trudne.
- Cracovia – Wisła Płock
- Legia Warszawa – Śląsk Wrocław
- Widzew Łódź – Korona Kielce
Tymczasem Wisła i Korona zagrają w Krakowie i Łodzi. Oczywiście, zarówno Cracovia, a zwłaszcza Widzew, będą chcieli wygrać, pytanie – czy starczy im zaangażowania w starciu z rywalem grającym z nożem na gardle?
Zapowiada się więc korespondencyjna walka o uniknięcie degradacji, a losy spadku mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie.
Możliwych wariantów, jakimi może zakończyć się sezon jest bez liku. W meczach bezpośrednich Śląsk jest lepszy w konfrontacji z Wisłą, ale gorszy od Korony.
Nie można wykluczyć również sytuacji, że o wszystkim będzie decydowała mała tabela. Zarówno z udziałem trzech, najbardziej zagrożonych zespołów, jak i… 9. Widzewa, 10. Radomiaka czy 11. Zagłębia. Dobra wiadomość dla tych zespołów – a także dla Śląska – jest taka, że praktycznie w każdym wariancie najsłabsza będzie… Wisła Płock.
Płocczanie spadną zarówno wtedy, gdyby decydowała mała tabela tylko z nimi, Śląskiem i Koroną, a także wtedy, gdyby dołączyć do niej również Stal Mielec i Jagiellonię Białystok. Gdy już jesteśmy przy tych zespołach – wrocławianie wciąż mogą je wyprzedzić, ale muszą przede wszystkim wygrać w Warszawie. Niestety, może być o to trudniej, niż o porażkę Jagi z Cracovią czy Stali z Wartą.
Co musi się stać, żeby Śląsk się utrzymał? WKS musi mieć więcej punktów od Korony Kielce, Stali Mielec lub Jagielloni Białystok lub tyle samo co Wisła Płock. Jeśli będzie decydowała mała tabela, to musi w niej być Wisła Płock, bo bez niej, może być krucho.
Śląsk
Śląsk mógł być potęgą. Wiemy, kto podstępnie storpedował ten plan

Śląsk Wrocław znajduje się nad przepaścią. Zarówno sportową, ale również organizacyjną. Dodatkowo klub ma fatalną prasę. Wiele zarzutów jest uzasadnionych, choć nie brakuje również takich wziętych prosto z… sami wiecie skąd. Ale przynajmniej wiemy, kto jest winny tego, że WKS nie jest potęgą.
Te kluby żegnają się z IV ligą. Bezpiecznych jest tylko kilka drużyn
W ostatnich tygodniach o Śląsku Wrocław nie mówi się zbyt wiele pozytywnych rzeczy. Piłkarze grają tak źle, że na pięć kolejek przed końcem znaleźli się w strefie spadkowej. Lepiej nie jest pod względem organizacyjnym. Nie ma tygodnia, by opinia publiczna nie zajmowała się, a to nagłym zwolnieniem dyrektora sportowego czy trenera, a to dofinansowaniem pieniędzmi przeznaczonymi na zoo. Wspólnym mianownikiem wielu tych rozważań jest fakt, że Śląsk wciąż jest klubem miejskim, co w ostatecznym rozrachunku jest praprzyczyną obecnych kłopotów (i wcześniejszych, bo to nie jest pierwszy sezon w ostatniej dekadzie, w którym WKS broni się przed spadkiem).
Być może jednak wszyscy się mylimy. Bo widzowie wtorkowego „zebrania zarządu” na Kanale Sportowym mogli poznać inną przyczynę kłopotów. Za degrengoladą wrocławskiej piłki mogą stać bowiem… ekologowie. A przynajmniej są winni tego, że plan budowy Wielkiego Śląska spalił na panewce.
Właściciele Kanału poświęcili bowiem kilka minut sytuacji Śląska, a Mateusz Borek przypomniał czasy, gdy większościowym właścicielem Śląska był Zygmunt Solorz (jego ówczesny pracodawca), a właściwie jego cypryjska firma Bithel Holdings Limited. – Miała powstać galeria, tam chyba pojawiły się jakieś ptaki pod ochroną i żaby. Czy jakiś tam gatunek innego zwierzątka. I to spowodowało, że były problemy z… pamiętasz (ekologowie oprotestowali – głos z offu). Ekologowie oprotestowali i ostatecznie ta galeria nie powstała – powiedział Mateusz Borek, a po chwili dodał: – Koncepcja była taka, że przyjeżdża sobie rodzina w weekend, tata i syn idzie na mecz, mama robi zakupy, potem spotykają się na obiad i biznes robi biznes.
Coś tam panu Mateuszowi dzwoni, ale nie do końca wie, w którym kościele. Fakt, zwierzątka – chronione gatunki kumak nizinny i traszka grzebieniasty – pojawiły się w „jeziorze im. Rafała Dutkiewicza”, które wypełniło „dziurę Solorza”. Problem w tym, że pojawiły się one wtedy, gdy Solorza w Śląsku już nie było, bo przy pierwszej okazji czmychnął z klubu. Po drugie i najważniejsze – galeria przy stadionie miejskim we Wrocławiu nie powstała, bo firma Solorza nie dostała kredytu na jej budowę. Nie miały z tym wspólnego nic ani zwierzęta, ani ekologowie, a tylko brak perspektywy zarobku dla właściciela. Bo klub i piłka też go nie interesowały.
Solorz wszedł do Śląska w 2009 roku i wtedy, wraz z prezydentem Dutkiewiczem, ogłosił słynny wehikuł finansowy, czyli wspomnianą galerię, z której zyski miały zasikać kasę klubu kwotą nawet kilkudziesięciu (!) milionów rocznie. W 2011 roku Solorz “zabrał zabawki” i tyle go widzieli. Niedługo potem miasto musiało jednemu z najbogatszych Polaków zapłacić 18 milionów… za dziurę, którą wykopał. Co ciekawe, do tej pory teren ten nie został sprzedany, choć jest nadzieja, że wkrótce może się to zmienić. Prawie 15 lat później.na
Tytuł tego tekstu to oczywiście żart. Dziś Śląsk stał się chłopcem do bicia i choć zarówno władze klubu, jak i miasta, mają wiele na sumieniu, to jednak nie trzeba wierzyć w każdą „prawdę objawioną”. Krytykujmy, nawet ostro, ale nie za bajki z mchu i paproci.
fot. Google Maps screen
Śląsk
Ivan Djurdjević zwolniony ze Śląska Wrocław. Nie obudził “śpiącego giganta”

Ivan Djurdjević nie jest już trenerem Śląska Wrocław. Miał “obudzić śpiącego giganta”, ale został zwolniony przed końcem sezonu.
Przewrotka Trzepacza i innego gole półfinałów. To trzeba zobaczyć
W piątek, 21 kwietnia, Ivan Djurdjević przestał pełnić obowiązki trenera Śląska Wrocław. Serbski szkoleniowiec prowadził WKS od czerwca 2022 roku. – Chcielibyśmy przezwyciężyć ten trudny dla klubu moment i obudzić śpiącego giganta. Mój zespół musi być agresywny, szybki, sprytny i zawsze walczyć o zwycięstwo – mówił Djurdjević po podpisaniu kontraktu ze Śląskiem. Niestety, misja zakończyła się niepowodzeniem.
– Postawa zespołu od czasu porażki w Fortuna Pucharze Polski, jak i wprowadzone ostatnio środki zaradcze, przestały w naszej ocenie dawać nadzieję na szybką poprawę wyników, a w chwili, gdy na kilka kolejek przed końcem rozgrywek drużyna znalazła się w strefie spadkowej, jest to absolutnie konieczne. Po dłuższej analizie podjęliśmy trudną decyzję o zakończeniu współpracy z pierwszym trenerem oraz częścią jego sztabu. Dziękujemy Ivanowi Djurdjeviciowi i jego współpracownikom za zaangażowanie i pracę dla WKS-u – powiedział klubowej stronie Śląska Piotr Waśniewski, prezes Śląska Wrocław.
Ze Śląskiem żegnają się również Maciej Stachowiak (drugi trener) oraz Mariusz Bołdyn (trener bramkarzy). Nazwisko nowego trenera Śląska, który poprowadzi popołudniowy trening poznamy wkrótce. Wszystko wskazuje na to, że będzie to stary-nowy trener Jacek Magiera, który wciąż ma obowiązujący do 30 czerwca kontrakt
Fot. Śląsk Wrocław
Śląsk
Dariusz Sztylka odchodzi ze Śląska. To pierwsza ofiara fatalnej gry zespołu

Dariusz Sztylka przestał pełnić obowiązki dyrektora sportowego WKS Śląsk Wrocław – poinformował klub po przegranym meczu z Piastem Gliwice.
Derby w strefie spadkowej dla rezerw Śląska
Śląsk Wrocław prezentuje się ostatnio fatalnie. Od pięciu meczów nie wygrał, trzy mecze remisując i dwa przegrywając. Przewaga nad strefą spadkową jest już minimalna i jeśli nic się nie zmieni, wrocławianie mogą być jednym z głównych kandydatów do spadku.
Pierwszą ofiarą tej sytuacji został Dariusz Sztylka, który – po ponad 5 latach – przestał pełnić obowiązki dyrektora sportowego.
– Dariusz Sztylka pracę na stanowisku dyrektora sportowego rozpoczął 19 lutego 2018 roku. Wcześniej przez wiele lat był piłkarzem wrocławskiego klubu. W zielono-biało-czerwonych barwach rozegrał 263 mecze, zdobywając ze Śląskiem mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski oraz Puchar Ekstraklasy. Po zakończeniu kariery pracował jako trener w sztabach szkoleniowych I zespołu WKS-u, samodzielnie prowadził natomiast rezerwy i drużynę U19. Dziękujemy Dariuszowi Sztylce za wieloletnią pracę na rzecz Śląska Wrocław i życzymy powodzenia na dalszej drodze zawodowej – poinformował klub na stronie internetowej.
Czy to ostatnie ruchu kadrowe w klubie? Zobaczymy w najbliższym czasie.
fot. screen program Hej Śląsk
II liga
Przez lata był opoką Ślęzy, teraz trafił do kadry I zespołu Śląska

Niespełna 28-letni obrońca Hubert Muszyński decyzją sztabu szkoleniowego Śląska Wrocław został włączony do kadry pierwszego zespołu. Przez lata zawodnik był podstawowym graczem III-ligowej Ślęzy.
Nowy asystent trenera czwartoligowca z Oławy
Hubert Muszyński jest wychowankiem Włókniarza Zelów. Zimą 2018 roku trafił do III-ligowej Ślęzy Wrocław, gdzie spędził 4,5 roku. W sumie w żółto-czerwonych barwach zagrał 125 meczów ligowych, w których strzelił 20 goli i dorzucił asystę.
Dobra postawa na poziomie III ligi została dostrzeżona przez trenerów Śląska, którzy przed bieżącym sezonem postanowili dodać nieco doświadczenia do młodej w większości kadry II-ligowych rezerw. Muszyński trafił na Oporowską ze Ślęzy wraz z Robertem Pisarczukiem.
W obecnych rozgrywkach II ligi rozegrał dotąd 10 meczów, raz wpisał się na listę strzelców i zaliczył dwie asysty. Teraz został włączony do kadry I zespołu i zgłoszony do rozgrywek ekstraklasy. Czy zdoła w niej zadebiutować? O tym przekonamy się w przyszłości.
Ze sportowego awansu swojego byłego zawodnika nie kryją zadowolenia w Ślęzie. – Przez pięć sezonów Hubert był jednym z liderów defensywy Ślęzy Wrocław. Jesteśmy dumni, że kolejny zawodnik występujący w 1KS-ie zapracował sobie na miejsce w zespole z ekstraklasy. Mucha, gratulujemy, trzymamy za Ciebie kciuki i liczymy na jak najszybszy debiut w PKO Ekstraklasa! – czytamy na klubowym profilu na Facebooku żółto-czerwonych.
fot. Ślęza Wrocław
Śląsk
To jeszcze ekstraklasa, czy już B klasa? Kuriozalny błąd sędziów w meczu Śląsk – Stal

W meczu Śląsk Wrocław – Stal Mielec goście wyrównali po strzale Rauno Sappinena. Bramka padła po rzucie rożnym, którego nie powinno być, bowiem wcześniej piłka ewidentnie opuściła boisko. Wszyscy to widzieli poza… sędziami.
Były bramkarz Legii Warszawa w ekipie lidera okręgówki
Mecz Śląsk Wrocław – Stal Mielec idealnie rozpoczął się dla gospodarzy, bowiem już w 7. min. celnym strzałem głową popisał się Erik Exposito i było 1:0. Kibice z Wrocławia długo z prowadzenia się nie cieszyli. Goście wyrównali już 3 minuty później po sytuacji, do której na boiskach najwyższej klasy dojść nie powinno.
Rauno Sappinen wyrównał po rzucie rożnym, którego nie powinno być, bowiem piłka wcześniej ewidentnie opuściła końcową linię. Parafrazując słowa byłego prezesa PZPN Ryszarda Kuleszy, „cała Polska widziała”, że piłka wyszła za linię, tylko nie asystent sędziego Piotra Lasyka. Zresztą arbiter główny też tego nie dostrzegł. Po chwili, i nieudolnym wybiciu piłki przez Diogo Verdaskę, goście mieli rzut rożny, z którego padł wyrównujący gol.
Prawda jest taka, że fatalny błąd sędziów wypaczył wynik meczu (bez względu na końcowy wynik). Pewnie, zawsze w takiej sytuacji padają argumenty, że sędzia to tylko człowiek, że każdy może się pomylić. I to oczywiście jest prawda. Problem w tym, że na pewnym poziomie są błędy, które po prostu nie powinny się zdarzyć. Rozumiem, że w B czy A klasie arbiter może nie zdążyć, ale mówimy o ekstraklasie.
Zwłaszcza że oglądając mecz i ekranach telewizorów, i na stadionie, większość kibiców praktycznie była pewna, że piłka opuściła linię końcową. To nie była sytuacja na styku, to była sytuacja, w której futbolówka opuściła boisko o co najmniej kilkanaście centymetrów.
Oczywiście, w całej tej sytuacji nie popisali się również piłkarze Śląska. Najpierw fatalnie zagrał wspomniany Verdasca, a później – przy rzucie rożnym – zawaliła cała linia defensywna. Moim zdaniem jednak, to nie jest tak, że błąd zawodników WKS-u umniejsza błąd arbitrów.
Czemu VAR nie interweniował?
Niestety, w tej sytuacji VAR nie mógł interweniować, bowiem nie zajmuje się takimi sytuacji jak to, czy piłka wyszła czy też nie. Oczywiście, gdyby bezpośrednio po tej sytuacji padł gol, to byłby on anulowany. Problem w tym, że najpierw był rzut rożny, a więc nowa akcja, po której już nie można „wrócić” do poprzedniej akcji.
Fot. Screen transamisji Canal + Sport
-
IV liga4 dni ago
Terminarz sezonu 2023/24. Kiedy startują poszczególne ligi na Dolnym Śląsku?
-
IV liga4 dni ago
Słowianin mistrzem grupy wschodniej IV ligi. Piast Nowa Ruda utrzymał się w lidze
-
DolZPN1 tydzień ago
Sparing reprezentacji Dolnego Śląska z Karkonoszami Jelenia Góra
-
DolZPN3 dni ago
UEFA Region’s Cup. Oto kadra Dolnego Śląska na finały mistrzostw Europy amatorów
-
III liga7 dni ago
III liga. To już (prawie) koniec nadziei na utrzymanie
-
IV liga3 dni ago
BKS Bolesławiec zostaje w IV lidze. Hat-trick i 53 gole Skolimowskiego
-
DolZPN18 godzin ago
Baraże o awans do III ligi. Pierwszy mecz Słowianin – Karkonosze już w środę
-
Transmisje5 dni ago
Multiliga – ostatni kolejka ekstraklasy na żywo. Transmisja online
-
IV liga6 dni ago
Ostatnia kolejka IV ligi. Oto możliwe warianty – kto spadnie, a kto się utrzyma?